*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 16 marca 2015

Jak w przedszkolu...

Rano wstaję, idę do kuchni, a tam na stole, jak niemal co dzień od dobrego miesiąca pudełko śniadaniowe - zaglądam i oczom nie wierzę - trzy - TRZY! - kromki chleba z wędliną, ogórek i pomidor. Zjadłam warzywka i półtorej kromeczki. Przyszedł Franek i dostałam ochrzan, że nie zjadłam wszystkiego, co mi przygotował.
Podczas mojego spaceru z Wikusiem dzwoni mama:
Mama: Ile razy dzisiaj jadłaś?
margolka: yyy... dwa razy...
M: Mało! Do tej pory powinnaś już trzy. A co jadłaś?
m: Opowiadam co jadłam.
M: A ta galareta, którą wczoraj zrobiłam z indyka i warzywami?
m: No jeszcze nie miałam kiedy jej zjeść.
M: Jak to kiedy? Wczoraj na kolację! Co jadłaś wczoraj na kolację?
m: Noo, nic, nie byłam głodna, bo późno zjadłam ciasteczko owsiane na podwieczorek.
M: Co to ma znaczyć, że nie byłaś głodna? Ty nie możesz nie być głodna! A jak nie jesteś głodna to i tak musisz coś zjeść! Najwyżej bez chleba. Nad tobą to chyba trzeba cały czas stać i pod nos ci jedzenie podsuwać!

Przychodzę do domu, Franek podsuwa :) mi pod nos talerz. 
m: Pomyliłeś się - tu są cztery kluski a na tamtym talerzu trzy. Zamieniłeś talerze, dostałam twój!
F: Nie, nie dostałaś mojego. Ty masz zjeść cztery kluski.
Oprócz tych czterech klusek i surówki miałam jeszcze na talerzu trzy ogromne kawały mięcha! A potem Franek stał nade mną i pilnował, żebym zjadła. Już nie mogłam, wciskałam w siebie na siłę, zatykałam się już i czułam się jak niegdyś w przedszkolu, kiedy to panie przedszkolanki pilnowały, żeby się wszystko zjadło. 
Do dziś pamiętam jak pani Grażynka wzięła mój talerz z zupą, podłożyła mi go pod brodę, żeby nie ściekało i łyżką wciskała mi do buzi to, czego nie zjadłam. Trauma! Ale to i tak lepsze od sytuacji, gdy ktoś za karę, ze nie zjadł zupy dostawał drugie danie do tego samego talerza - czyli do tej zupy... (czy ja już wspominałam o tym, że nie lubiłam przedszkola? :P)
W każdym razie ostatecznie Franek mi podarował jeden kawał mięsa i nie musiałam go jeść na siłę.

Powariowali normalnie z tym pilnowaniem mnie. Ja rozumiem, że muszę przytyć. Ciągle od wszystkich, łącznie z lekarzami, słyszę tylko, że muszę więcej jeść, ale ja po prostu nie umiem! Jem tyle co zawsze, albo nawet więcej! Ale nie umiem nic poradzić na to, że chudnę. Po prostu zawsze tyle jadłam, tylko wtedy nikt się temu nie dziwił. Wiem, że teraz powinnam swojemu organizmowi dostarczać większej ilości kalorii, ale naprawdę nie wiem, jak to zrobić. Teraz to już zaczęłam nawet codziennie jeść coś z pieczywa cukierniczego (wcześniej miałam postanowienie, ze tylko dwa razy w tygodniu) i nie pomaga.

Kto by pomyślał, że można się tym martwić? :P Żal mi moich ubrań, bo prawie wszystkie są za duże. W kozakach wyglądam jak kot w butach. Spodnie mi wiszą na tyłku i bluzki są porozciągane. Generalnie aż tak nad tym chudnięciem nie ubolewam, bo tak jak ostatnio Wam pisałam, przyzwyczaiłam się do swojego wyglądu. Tylko jak sobie robię zdjęcia to się dziwię.. A podobno fotki dodają 5kg... 

Mama przez cały tydzień, gdy u nas była, mnie tuczyła. Nawet jej się przez moment udało i jednego dnia na wadze miałam nawet pół kilo więcej. Ale dzisiaj rano znowu 43...
Franek już nie mówi na mnie "chuda glizdo". Teraz mówi "szkieletorku"...

Jestem rozdarta. Z jednej strony cieszę się, że nie muszę się martwić zbędnymi kilogramami. Z drugiej - wiem, że to nie jest zdrowe i przede wszystkim martwię się tendencją. Bo jak tak dalej pójdzie, to do ilu mi ta waga spadnie?? W pełni usatysfakcjonowałoby mnie 47 kilogramów.