*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 11 września 2014

W toku dwudziestego drugiego.

Zauważyłam, że jak się już zawieszę w pisaniu na dwa dni, to potem mi się trudno odwiesić :) A miałam napisać od razu!

Tasiemiec mnie zirytował ostatnio ponieważ okazał się uparciuchem (no bo chyba nie złośliwcem?) i na poniedziałkowym USG tak zacisnął nogi, że nie dało się niczego zobaczyć. Chyba pójdziemy na dodatkowe badanie prywatnie (być może 3D), bo nie chcemy mieć takiej niespodzianki, wolimy wiedzieć wcześniej - chociaż oczywiście gwarancji nie ma żadnej, że następnym razem się uda. W każdym razie mam nadzieję, że to jednak nie był przejaw ciężkiego charaterku, który dziecko odziedziczy po tatusiu (wystarczy, że ułożone jest tak, jakby trzymało obie ręce na kierownicy) - bo z opowiadań teściowej (oraz z własnych obserwacji, bo mąż wcale z tego jakoś specjalnie nie wyrósł) wiem, że Franek jako dziecko zawsze był na "NIE BO NIE!" Ja też jestem przekorna, no ale nie aż tak. Ale biada nam, jeśli Dzieciak się taki okaże do kwadratu.
A tak w ogóle, to stwierdziłam, ze chyba nie powinnam ciągle mówić Tasiemiec albo Dzieciak, bo siłą rzeczy zaimek, który się ciśnie na usta to "on". Muszę chyba zacząć czarować rzeczywistość jakąś Dzidzią albo Tasiemką. Swoją drogą to jakaś dyskryminacja, że aby była "ona" to chyba tylko ta, ekhm, infantylna dzidzia zostaje, a wszelkie ludziki, człowieczki a nawet ufoludki są rodzaju męskiego!

A tymczasem trwa tydzień dwudziesty drugi. W ostatni piątek Kasia stwierdziła, że chyba trochę zaczyna być coś widać. Chwilami też mi się tak wydaje - ale najwyraźniej tylko dla osób, które wiedzą, o mojej ciąży, bo wczoraj rozmawiałam z jedną babką, która pracuje w firmie, która jest naszym podwykonawcą. No i my tak sobie gadu-gadu o wszystkim, o niczym i o planach na najbliższą przyszłość i siłą rzeczy powiedziałam, dlaczego nie będę szukać pracy w najbliższych miesiącach. Kobieta szczenę zbierała w podłogi, po tym, jak już sobie mnie dookoła obejrzała... No więc nie, osoby z zewnątrz nadal nie są w stanie stwierdzić, że jestem w ciąży.
Ale z tym przyspieszeniem przybierania na wadze to prawda, bo coś się ruszyło i przytyłam kilogram od ubiegłego tygodnia. W obwodzie przybył mi 1 centymetr. To pewnie głupie, ale ogólnie nie najlepiej to znoszę :P Bo to przecież normalne a nawet konieczne, a mnie dziwi :) Oczywiście nie chodzi o to, że panikuję z powodu tego, co mi przybyło, tylko po prostu od razu mam obawy, że nagle przytyję 50 kilo i w ogóle, że będę grubo wyglądać (szczególnie, że właśnie nie mam takiego typowo ciążowego brzucha). Chyba po prostu jestem przewrażliwiona nieco na tym punkcie - wiele osób - również obcych - mówi o mnie, że jestem szczupła, a ja się zawsze wtedy dziwię, bo za szczupłą się nigdy nie uważałam (po prostu za normalną). A ja zawsze bardzo dbałam o swój wygląd - może bez szczególnych wyrzeczeń, bo raczej nie musiałam, ale jednak pilnowałam się, żeby mieścić się zawsze w swoje ubrania. A propos - na razie jeszcze się mieszczę :) Nawet spodnie z materialu, które w żaden sposób się nie naciągają i są zapinane na guzik mogę spokojnie nosić, choć zauważyłam, że już się lekko opinają - wygląda na to, ze właśnie osiągnęłam poziom 14go tygodnia, bo zdaje się, ze wtedy właśnie czytałam, że niektóre ubrania zaczynają lekko uwierać. :)

Samopoczucie nadal bez zmian - czyli dobre. Chyba się już przyzwyczaiłam do tego ciągłego sikania - na tyle, że czasami już nawet nie jestem pewna ile razy w nocy łaziłam do toalety, bo robię to na wpół śpiąco :) Serio, nawet oko tylko jedno otwieram ;) Ostatnio w ogóle dobrze śpię (odpukać!) nawet jak budzę się nad ranem, to zasypiam. Dzisiaj nie słyszałam nawet kiedy Franek wstawał do pracy i obudziłam się dopiero o 7:17 (od jakiegoś czasu nie nastawiam sobie budzika, jak mam się wyspać na zapas, to próbuję :P)

Wyczytałam też, że dla dobra kręgosłupa teraz należy chodzić na basen (dzisiaj się wybieramy, jak co tydzień zresztą) i ogólnie ćwiczyć. Choć niezbyt intensywnie, bo to może być niebezpieczne - i ja się tylko zastanawiam, co to znaczy zbyt intensywnie? :) No bo na pewno coś innego dla osoby, która raczej rzadko się rusza, a co innego dla mnie, która praktycznie codziennie uprawia jakiś rodzaj aktywności fizycznej. A przecież poczuć też coś muszę, bo jak to tak ćwiczyć i nawet pół zakwasa nie mieć? :P W każdym razie cały czas trzymam się tego, żeby nie dłużej niż 30 minut i bez podnoszenia tętna. Ale o tym to może następnym razem, bo i tak miałam bardziej szczegółowo o ćwiczeniach pisać.