*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 1 września 2014

Piątek

W piątek wszyscy - z szefową na czele - dostaliśmy wypowiedzenia :( A więc stało się. Od dzisiaj pracuję już w trybie wypowiedzenia trzymiesięcznego, który został skrócony do jednego miesiąca. Za pozostałe dwa miesiące dostanę odprawę, a poza tym odszkodowanie i ekwiwalent za niewykorzystane 38 dni urlopu.
Wszyscy jesteśmy rozżaleni, bo gdyby to jeszcze było tak, że interes szedł kiepsko albo, że coś było nie tak. A tymczasem było bardzo dobrze - zwłaszcza, że od ponad roku pracowaliśmy w trybie awaryjnym, bez możliwości pozyskiwania nowych klientów i nadal mieliśmy duże zyski. Inwestorzy byli pod wrażeniem i jeszcze miesiąc temu wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze. A potem właściciel wycofał się ze sprzedaży i postanowił oddział w Polsce zlikwidować. Nie wiemy o co chodzi, wiemy tylko, że na pewno nie o pieniądze, bo w tej sprawie wszyscy się dogadali. 
Żal nam wszystkim, bo nasz zespół był naprawdę wyjątkowo zgrany. Wszystko chodziło jak w zegarku, dzięki temu, że każdy miał swoje obowiązki, z których się świetnie wywiązywał. Wyprowadziliśmy firmę na prostą po gorszym okresie, kiedy to "źli ludzie" (jak w żartach nazywamy sobie czasami poprzedniego podwykonawcę) się w niej rozpanoszyli.
To już koniec. 
Wiedziałam, po co jadę do biura, więc jakoś to przeżyłam. Chyba przez tydzień zdążyłam w sobie wykształcić coś w rodzaju pancerzyka, który spowodował, że jakoś to przełknęłam. Ale to wcale nie znaczy, że nadal tego nie przeżywam :(
W ten piątek wspominałam piątek 13 czerwca, kiedy to nawet napisałam notkę o tym, jak mi wreszcie ulżyło. To był dzień, w którym powiedziałam mojej szefowej o ciąży, a ona przyjęła to jeszcze lepiej niż się spodziewałam (bo wiedziałam, że jest prorodzinna, więc wiedziałam, że będzie dobrze, ale taki entuzjazm mnie zaskoczył). Bardzo się ucieszyła, powiedziała, że według niej nie ma lepiej zorganizowanych pracowników niż matki, a ponieważ mnie zna, to wie, że wszystko będzie w najlepszym porządku i ze wszystkim sobie świetnie poradzę. Dodała jeszcze kilka anegdotek z życia swojej rodziny i nastawiła mnie pozytywnie na kolejne tygodnie.
Tak, tamtego dnia naprawdę po raz pierwszy od dłuższego czasu pozbyłam się lęków, które ciągle mi towarzyszyły od kilku miesięcy. Nie tyle przestałam się obawiać tego, co się stanie z firmą, co poczułam się spokojniejsza, że "w razie czego" będę pod ochroną. 
Ale jak wiadomo, teoria nie zawsze idzie w parze z praktyką i kiedy to "w razie czego" stało się czymś rzeczywistym, to mnie wcale nie urządza :( Mimo wszystko miałam nadzieję wtedy w czerwcu, że do tego po prostu nie dojdzie. Cóż, przynajmniej zyskałam parę tygodni spokoju, bo niepokój powrócił w sierpniu dopiero... Ale nie sposób było nie porównywać tych dwóch piątków ze sobą i tych różnych emocji, które mi towarzyszyły.
Może o tym nie piszę, może nawet zachowuję się, jakby nigdy nic. Może wypłakałam już wszystkie łzy "w tej sprawie" po prostu. Ale cały czas nie mogę się pogodzić z tym, że tak wyszło. 
Na razie może nie mam czasu się nawet za bardzo na tym skupiać. W pracy paradoksalnie teraz jest bardzo intensywnie. A kiedy nie pracuję, wiszę na telefonach (w końcu trzeba wygadać te tysiące minut na służbowym telefonie, żeby się nie zmarnowały) dzwoniąc do różnych instytucji i dowiadując się ze szczegółami o wszystkim, co może być mi potrzebne. Tak, żeby nic mi nie umknęło i żebym przez jakieś głupie niedopatrzenie nie straciła. Jeszcze trochę i stanę się ekspertem w dziedzinie prawa pracy i ustawy zasiłkowej :P Podobnie jak w sprawie ubezpieczeń na życie oraz OC :) Tak się złożyło, że musieliśmy się ostatnio w kilku zagadnieniach dość dobrze zorientować, więc dzwoniłam gdzie się dało i szukałam informacji wszędzie, porównując je później. I jeszcze mamy do uregulowania sprawy spadkowe po babci Franka, więc po notariuszach i prawnikach też wydzwaniam :) Ale będę mądra :)