*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Oczyszczenie

No i po weekendzie! Ostatecznie nie wyjechaliśmy nigdzie - w sensie nie wyjechaliśmy na dwa dni, bo tak w ogóle to wyjechaliśmy... - ale od początku :)

W piątek okazało się, że jednak będę musiała iść na wesele kolegi z pracy, które będzie za trzy tygodnie. Trochę mnie to zmartwiło - bo na początku nawet miałam ochotę iść, ale potem przemyślałam sprawę i zobaczyłam tylko same przeszkody. Zaczynając od tej, że będę musiała rano być w pracy (wesele jest w piątek - ech, jak ja nie lubię piątkowych wesel!), a wiadomo, że chciałabym się jeszcze jakoś przygotować - uczesać, przebrać, pomalować... Franek nie będzie mógł iść ze mną, bo pracuje popołudniu i w związku z tym nie będę miała samochodu - zresztą nie wyobrażam sobie jechać samochodem przez całą Warszawę, zwłaszcza, że nie jestem do końca pewna, gdzie to jest, nie wspominając już o tym, że kompletnie nie znałabym drogi. Ma to swoją dobrą stronę, bo Franek przyjedzie po mnie po pracy - dzięki czemu nie będę musiała się męczyć do siódmej (tak, wesela trwające do białego rana mnie zwyczajnie męczą - optymalne dla mnie to te zaczynające się wcześniej i kończące około godziny 3-4), no i zostanie jeszcze na chwilę. Ale będę musiała jechać komunikacją miejską i będę miała bardzo mało czasu na wszystko, co mnie mocno stresuje.
Inna sprawa, która mnie zmartwiła, to moja kreacja. Przymierzyłam sukienki, które miałam w domu i jeszcze się w nie spokojnie mieszczę "w brzuchu", ale niestety przez to, że nieco powiększył mi się biust, sukienki nie leżą tak ładnie, jak powinny. A za trzy tygodnie to już w ogóle może być z tym kiepsko :)

I tak siedziałam w piątkowe popołudnie i rozmyślałam, jak ja to wszystko zorganizuję - na zakupy nie będzie kiedy jechać, bo kolejne weekendy zajęte, a w tygodniu trudno o czas. Wiem, że jeszcze dużo czasu, ale ja się zawsze przejmuję takimi organizacyjnymi sprawami z dużym wyprzedzeniem.

W sobotę wstaliśmy wcześnie zupełnie niezdecydowani co do tego, co robić... Ruszyliśmy na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Przed 9 byliśmy już po wszystkim, ale entuzjazm na daleki wyjazd opadł, bo nie byliśmy spakowani, nie wiedzieliśmy dokąd jechać, a poza tym było już jednak stosunkowo późno. W dodatku wisialy nad nami różne sprawy do załatwienia... Postanowiliśmy więc jednak pojechać do Warszawy i mieć z głowy przynajmniej część z nich.
Na pierwszy ogień poszła moja sukienka :) Weszliśmy do pierwszego sklepu, Franek od razu przeszukał wieszak (mnie przerażał ogrom różnych fasonów) i wybrał trzy, które podobały się i jemu i mnie. Przymierzyłam - wszystkie pasowały i wszystkie dobrze rokowały, jeśli chodzi o moje stopniowe powiększanie się :) Ostatecznie zdecydowałam się na jedną, która nam obojgu podobała się najbardziej. Jakiś czas później znalazłam jeszcze jedną. Tym sposobem problem ubrania mam już z głowy :) W dodatku są to sukienki nie tylko na tę jedną okazję. Zakupiłam też od razu kopertówkę, która będzie pasowała mi do butów i żakietu (też wypatrzył mi ją Franek! ja w ogóle nie zwróciłam uwagi na stoisko z torebkami, mimo, że wcześniej powiedziałam, że mam same czarne i duże torebki i nie będę miala z jaką pójść - tak właśnie robię zakupy :P). Zakupiliśmy też już prezent dla pary młodej i załatwiliśmy kilka innych spraw. Ze wszystkim wyrobiliśmy się dość szybko i o 13 byliśmy już z powrotem w domu.
Humor mi się trochę poprawił i przestałam się tak stresować :) Nie martwiłam się nawet tak bardzo tym, że nie wyjechaliśmy, bo załatwiliśmy tyle rzeczy, że zdecydowanie mi to osłodziło ten fakt :) 

Resztę dnia spędziliśmy już na relaksie - pojechaliśmy do miasta i spacerując, szukaliśmy jakiegoś fajnego miejsca na zjedzenie obiadu. Wreszcie znaleźliśmy coś na jednej z bocznych uliczek odchodzących od Marszałkowskiej. Zjedliśmy i popiliśmy drinkami (ja bezalkoholowym oczywiście :)), posiedzieliśmy tam ponad godzinę, a później poszliśmy do kina. Kiedy wyszliśmy, było już ciemno a temperatura była bardzo przyjemna - szkoda było od razu wracać do domu, zjedliśmy więc jeszcze lody i trochę pospacerowaliśmy. Ale około godziny 22 oczy zaczęły mi się już same zamykać, więc wróciliśmy :)
W niedzielę po mszy spakowaliśmy szybko kocyk i parę ręczników, wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy nad Jezioro Zegrzyńskie. Po godzinie byliśmy na miejscu. Tak, jak się tego spodziewaliśmy ludzi było całe mnóstwo! Ale przypuszczam, że to standard w taką pogodę nad każdym zbiornikiem wodnym :) Musieliśmy trochę pokrążyć zanim znaleźliśmy miejsce w cieniu, ale się udało. Posiedzieliśmy trochę, pomoczyliśmy się. Potem przenieśliśmy się jeszcze na piasek i przez godzinkę posiedzieliśmy na słońcu. Wróciliśmy wczesnym wieczorem, żeby jeszcze na spokojnie się wykąpać i otrzepać się z wrażeń minionego dnia :)

Okazało się więc, że mimo wszystko sobota i niedziela były bardzo udane. Nawet się cieszyliśmy, że nie wyjeżdżaliśmy dalej (zwłaszcza, gdy usłyszeliśmy o ośmiokilometrowym korku na autostradzie A1, którą to z pewnością byśmy jechali), bo ostatecznie na miejscu też udało nam się wypocząć a przy okazji pozałatwiać kilka spraw. No i nie wydaliśmy pieniędzy na nocleg i na dodatkowe tankowanie - przez co trochę mniej bolały wydatki związane z weselem.
Poza tym porozmawialiśmy wreszcie. I wreszcie Franek uczciwie się przyznał, że nie był ostatnio najmiliszy (swoją drogą zbulwersował się na nasze sugestie z ostatniej notki, że jest w ciąży :P, nawet chciał napisać komentarz, że my kobiety w ogóle nie rozumiemy mężczyzn:D) Obiecał poprawę. Na razie jest poprawiony :) Zobaczymy, jak będzie dalej. Ale cieszę się, że mieliśmy wreszcie możliwość spędzenia czasu tylko we dwójkę i oczyściliśmy atmosferę. I głowy też - przynajmniej z niektórych spraw.