A w ogóle zauważyłyście, jak się ostatnio rozpisałam? :) I nawet nie mam na myśli tych ostatnich dni, chociaż teraz to już w ogóle szaleję :) Ale mam wrażenie, że tak od marca powróciłam do dawnej formy. Bardzo dużo myśli mi się kłębi pod kopułką, umiarkowana ilość wolnego czasu sprzyja, no i nastrój do pisania zdecydowanie mam - bo czasami właśnie tego mi brakowało - nie tematów, nie czasu,ale siadałam przed klawiaturą - i nic. Brakowało jakiegoś entuzjazmu, słowa nie chciały płynąć, rzeczywistość hamowała.
Kiedy przeanalizowałam sobie moją aktywność w ostatnich miesiącach, oświeciło mnie - ja po prostu zapadłam w zimowy sen blogowy :P Co prawda zima w tym roku była łagodna (no ale i nie zaprzestałam publikowania w miesiącach zimowych całkowicie), ale jednak źle wpłynęła na moje blogowanie. Wraz z wiosną i mój kolorowy świat trochę odżył. Teraz jeszcze muszę popracować nad przywróceniem dawnej aktywności w odwiedzaniu Was. Staram się w każdym razie, a w ramach wdrażania programu systematycznych odwiedzin, robię porządki w moich linkach. Idzie mi to dość powoli, więc jeśli jakiegoś adresu nie ma na liście, to dlatego, że jeszcze nie zdążyłam go tam umieścić :) No chyba, że nie będzie go tam nadal za miesiąc - wtedy proszę się upomnieć :)
Poza tym przeglądam sobie archiwum moich publikacji i okazuje się, że jest całe mnóstwo notek, które napisałam, ale nie zostały z różnych powodów opublikowane! A tematy jak najbardziej aktualne, więc muszę je tylko trochę podszlifować i będą gotowe ujrzeć światło dzienne.
Zastanawiałam się, czy mam ochotę pisać o tej kumulacji stresów, która w tym tygodniu mnie dopadła, czy może cofnąć się w czasie o jeden rok i napisać jak to było w tę drugą majową sobotę roku 2013, kiedy to wyruszałam na podbój Warszawy. Ale się nie zdecydowałam i tym sposobem powstała ta notka bez większego sensu, ale tak bardzo chciało mi się coś napisać, że aż o samym pisaniu musiałam! :)