Przestawienie zegarka z czasu zimowego na letni okazuje się nie lada wyzwaniem w momencie, kiedy trzeba wstać o 3:40 w dobie urządzeń, które ten czas ustawiają sobie już same :) Franek szedł do pracy właśnie w niedzielę nad ranem i nie byliśmy pewni, jak właściwie powinien ustawić sobie budzik. Ostatecznie nie przestawiał zegarka w komórce, a budzenie ustawił na 2:40. Ale na wszelki wypadek upewnił się, która godzina jest na naszych dwóch zegarach "tradycyjnych", czyli stojących, wskazówkowych :)
I jak się okazało, dobrze zrobił. Bo budzik mu zadzwonił o 2:40. Tyle, że nowego czasu (czyli na stary 1:40) a więc godzinę za wcześnie. - Franek miał głowę na karku i poszedł sprawdzić zegary wskazówkowe, a potem jeszcze włączył telewizję, żeby mieć pewność :P
Teraz już wiemy, że Franka zegarek w komórce reguluje się sam. W moim telefonie służbowym również wszystko ustawia się samo, ale w tym prywatnym już nie :) Za to laptop Frankowy przesunął się aż o dwie godziny do przodu i tym sposobem o jednej porze miałam trzy czasy: na telefonie 8:40, na dekoderze 9:40 a na laptopie 10:40. I bądź tu człowieku mądry :P
A w niedzielę poczułam się jak za starych dobrych czasów... Franek był w pracy a ja podjechałam na jeden z przystanków, na których się zatrzymywał i przejechałam się z nim kawałek kursu - tak jak to bywało jeszcze w Poznaniu :) Pogoda dopisywała, humory również. Zrobiło się całkiem miło :)) Szkoda tylko, że nic nie trwa wiecznie, bo dzisiejszy wieczór jest już taki sobie, chociaż chciałoby się, żeby było inaczej. Ale gdy przyczyna nieznana, to i zapobieganie lub zwalczanie utrudnione...
Ps. Właśnie sobie uświadomiłam, że to moja jedenasta notka w tym miesiącu. Czyżby jednak powrót?