*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Owocny weekend

Pojechaliśmy z Frankiem do Miasteczka, bo już dawno byliśmy umówieni z księdzem na dokończenie spisywania protokołu przedślubnego. Spotkanie było o dziewiątej, poszło nam sprawnie, dopełniliśmy wszelkich formalności i oto będziemy "wisieć" na zapowiedziach już od przyszłej niedzieli. Teraz pozostała nam jeszcze tylko spowiedź - bo zapowiedzi u Franka w parafii też już mamy załatwione. Na ostateczne spotkanie, na którym omówimy szczegóły ceremonii jesteśmy umówieni już tuż przed ślubem.

Główny cel naszej podróży do Miasteczka został więc osiągnięty, ale przy okazji udało nam się załatwić całe mnóstwo innych rzeczy! Poszliśmy do kwiaciarni, w której miałam na razie wstępną rezerwację i omówiliśmy kilka szczegółów. Wypożyczyłam do domu katalogi z bukietami i dekoracjami samochodów. Wcześniej wiedziałam tylko, że bukiet ma być z białych storczyków, teraz trochę bardziej mi się rozjaśniło w głowie i mam kilka typów. Wiemy już mniej więcej, co chcemy na samochodzie. Dzisiaj zadzwoniłam już do tej florystki, potwierdziłam też, że chcemy u niej dekorację kościoła, a za dwa tygodnie, kiedy znowu wybiorę się do Miasteczka, podpiszemy umowę.

Poza tym - kupiłam już sobie sukienkę na poprawiny! Ufff... Jeszcze miesiąc temu wydawało mi się, że to żaden problem i że mam jeszcze mnóstwo czasu, a tu nagle zleciało i byłam lekko spanikowana, bo to wcale nie tak łatwo kupić taką sukienkę. Ale poszłyśmy z mamą tylko do jednego sklepu i wyszłyśmy z trzema sukienkami (dwie dla mamy), bolerkiem i żakietem :)

Kolejna sprawa - zamknęliśmy listę gości! Rozpisaliśmy sobie wszystko w tabelce, a więc widzimy, ile będzie znajomych, ile osób z rodziny mojej, ile z Franka. Podliczyliśmy, ile potrzebujemy alkoholu i ciasta (jednak będziemy rozdawać ciasto, ale to dłuższa historia), a co najważniejsze - położyliśmy już wszystkich spać! :P Rozpisaliśmy, wszystkie noclegi i okazało się, że nie musimy nawet upychać nikogo po domach :) (a przecież praktycznie wszyscy są przyjezdni) - udało się wszystkich zmieścić i wyszło nam to całkiem dobrze.

Cóż jeszcze...? Aa, rozmawialiśmy już z organistą. Moja siostra dość dobrze go zna i podeszliśmy do niego wczoraj po mszy, przedstawiła mu nas i powiedziała, że będzie śpiewać na naszym ślubie. Umówili się już wstępnie na próbę.
Poza tym robią się już nam winietki (niezastąpiona świadkowa Juska! - ledwo jej o tym wspomniałam a ona już mi trzy wzory przysłała) i zawiadomienia dla osób, których nie zapraszamy (swoją drogą u mnie nie było tego zwyczaju, ale stwierdziłam, że faktycznie niektórym mogę wysłać takie zawiadomienie).

I nagle zdaliśmy sobie sprawę z tego, że wcale nie jesteśmy w takim lesie z tym wszystkim! Nawet powiedziałabym, że jesteśmy całkiem do przodu. Spoglądam na listę i zostały nam albo drobiazgi do szybkiego załatwienia, albo sprawy, których i tak przyspieszyć nie możemy. Gdzie ta gorączka? :P Pewnie, przeszło nam przez myśl, że tyyyle jeszcze jest do zrobienia, ale zazwyczaj okazuje się, że nie jest wcale tak źle i zanim zdążymy się zacząć martwić, kolejne pozycje na liście są odhaczone. Na razie się nie stresujemy :)