*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 24 maja 2011

Weekendowa wizyta.

Tu już połowa tygodnia nam się zbliża, a ja dopiero o weekendzie chciałam :) To chyba najlepszy dowód na to, jak czas szybko pędzi u mnie, a ja niestety jeszcze trochę w tyle zostaję ;) Ale już jest coraz lepiej. A tak w ogóle to żyję tylko myślą o pierwszym tygodniu czerwca… Wtedy będę miała egzamin i oddam pracę… Potem co prawda jeszcze obrona, ale i tak nie mam zamiaru się na nią uczyć, bo nie bardzo jest z czego… W każdym razie, nie mogę się już doczekać i snuję plany jak to będzie, jak już będę miała popołudnia wolne :) Echhh.. rozmarzyłam się… Jeszcze muszę wytrzymać te jedenaście dni…
A weekend był wspaniały… Przyjechali moi rodzice, Franek miał wolne, ja co prawda jeszcze miałam w sobotę zajęcia, ale pouczyłam się wcześniej i tak sobie wszystko zorganizowałam, żeby w sobotę i niedzielę nie rozmyślać o tym, co jeszcze powinnam zrobić… Franek z moim tatą wybrali się na stadion na mecz, a ja z mamą na rundkę po sklepach. Potem spotkaliśmy się na rynku i chodziliśmy od knajpy do knajpy :) Tu jakiś obiad, tu sałatka, tu na deser i jeszcze na drinka… I tak nam upłynął cały wieczór. Świetnie było sobie tak połazić od lokalu do lokalu i niczym się nie przejmować, a delektować się tylko wolnym czasem i swoim towarzystwem :) W niedzielę plan był taki, że znowu połazimy po sklepach, ale tym razem mi i mojej mamie udało się przekonać Franka i tatę, że poszukamy marynarek dla nich, bo obaj potrzebują. Łaskawie się zgodzili.
Ale niestety z przykrością muszę stwierdzić, iż Franek podpatrzył u mojego taty niezbyt korzystne zachowanie – kiedy kupowaliśmy coś dla niego, zawsze chodził ze mną i razem szukaliśmy tego, co mogłoby na niego pasować. Mój tata natomiast zawsze idzie na łatwiznę, siada sobie na ławeczce z tekstem do mamy: „to jak znajdziesz coś dla mnie, to mnie zawołaj”… No i okazało się, ze Franek szybko się uczy, bo szybko usłyszałam podobny tekst od niego i dwaj spryciarze siedzieli sobie na ławeczce, podczas gdy my z mamą robiłyśmy przegląd męskich sklepów :) Jednak szybko nam się znudziło – i nam babom, i im facetom, więc zrezygnowaliśmy i postanowiliśmy skorzystać z pięknej niedzieli… Bo była naprawdę piękna, zwłaszcza kiedy się spacerowało wokół poznańskiej Malty… Jeziora, nie centrum handlowego.. :D I tak nam upłynęło kilka godzin, a później niestety trzeba było już wracać, bo rodziców czekała jeszcze podróż do Miasteczka…
Takich weekendów trzeba mi więcej…

A tymczasem wracam do szarej rzeczywistości, która już niedługo, mam nadzieję, zrobi się trochę bardziej kolorowa :) Już coraz lepiej idzie mi ogarnianie wszystkiego i nawet zaczynam znowu u Was powoli komentować :) A właśnie – nadal mam problem na niektórych blogach blogspota! Nie na wszystkich, ale na części nie mam możliwości skomentowania niestety :(
Ps. Zastanawia mnie jak to jest, że kiedy kobieta porusza temat zakupów – niezależnie w jakim kontekście – od razu zakłada się, ze ona kocha chodzić po sklepach i wręcz jest zakupoholiczką? :) W tej notce bardziej podniecam się chodzeniem od knajpy do knajpy niż od sklepu do sklepu, więc skąd wniosek, że lubię robić zakupy? :)