*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 2 maja 2011

Już nie kolonia, jeszcze nie dom.

Nie wrócę już do Miasteczka. Nie wiem, jak to się stało. Wyjeżdżając prawie siedem lat temu na studia, nie myślałam o tym, że jadę do miasta, które już mnie nie wypuści. Nie było żadnych planów, nadziei, czy niechęci… Przez pierwsze miesiące w ogóle czułam się, jakbym wyjechała na kolonie i niedługo wracam :) Nawet nie wiem, kiedy zaczęłam czuć inaczej. Nie jest tak, że Poznań stał się już dla mnie miejscem, o którym myślę, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Dom jest w Miasteczku, a w Poznaniu…? Jeszcze tego nie zdefiniowałam, już nie kolonia, jeszcze nie dom… Franek ma czasami do mnie żal, że to nie o Poznaniu mówię „dom”, ale on, jak Poznaniak od pokoleń chyba nie jest w stanie tego zrozumieć… Dla niego to naturalne, że ja tam jestem – tak po prostu. Nie myśli wcale o tym, że moja przeszłość była gdzieś indziej, że znałam inne zwyczaje, miałam inną mentalność, że po prostu przystosowałam się do życia gdzieś indziej na tyle, że niemal się zasymilowałam…
Nie mam tutaj tabunów znajomych. Ale mam ich na tyle wielu, że nie jestem w stanie spotkać się z każdym, nawet podczas kilkudniowego pobytu. Zawsze kogoś muszę przepraszać, że nie tym razem. Spotkałam się dzisiaj z koleżanką a później poszłam na imprezę urodzinową do Piórka, który swego czasu był moim najlepszym kumplem. Na tej imprezie było sporo osób, z którymi znam się tylko dlatego, że jesteśmy z Miasteczka. Ucięłam więc sobie pogawędkę z kilkoma z nich. Z Piórkiem też pogadałam… Większość z nich wyjechała na studia i wróciła. Albo nie wyjechała wcale. Teraz żyją sobie tutaj, od czasu do czasu wyjeżdżają tylko dorobić a potem znowu wracają… Fajni ludzie, świetnie mi się z nimi rozmawiało.
Ale ja już przestałam należeć do tego świata. Nie mogłabym tak żyć. Nie dlatego, że coś mi się w tym życiu nie podoba, tak się po prostu stało. Wyrosłam chyba z Miasteczka tak, jak wyrasta się z ulubionej sukienki… Można ją ubrać jeszcze do sprzątania albo „po domu”, ale do ludzi się już w niej nie wyjdzie… I nic to, że tyłka już nie zakrywa, jest po prostu wygodna i przypomina nam o tych fajnych czasach…
A jutro wracam do Poznania.
No właśnie, mówię, że jadę do Miasteczka, a do Poznania wracam… Ale jednocześnie jadę do domu, a wracam… jeszcze nie wiem gdzie…
***
Zapomniałam się pochwalić, że UEFA nas wylosowała i idziemy z Frankiem na mecz euro 2012 :)