*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 16 lutego 2011

Spóźniona refleksja.

Temat spóźniony trochę, ale też się chciałam wypowiedzieć :)
A mówicie sobie co chcecie, ja tam Walentynki lubię i już :) Nie przemawia do mnie ani trochę argument, że przecież jak się ludzie kochają, to przez cały rok, a nie tylko w Dzień Zakochanych. A pewnie, ale czy ktoś im broni się kochać także w ten dzień? Ja tu konfliktu interesów nie widzę.
Też mi się kiedyś wydawało, że nie lubię tego dnia, chyba usiłowałam sobie to po prostu wmówić, ale mi nie wyszło. Dopuściłam wreszcie do głosu tę prawdziwą część mnie, która uważa, że jest to dzień jak każdy inny, ale jednak pozwalający skupić się bardziej na tej romantycznej stronie ludzkiej natury. Prawdę mówiąc, nawet kicz i komercja mi nie przeszkadzają. A i te wszystkie czerwone serduszka i słodkie pluszaki mi się podobają i jakoś tego dnia wydają się jakby mniej kiczowate :)
Jak ktoś nie chce tego dnia obchodzić – musu nie ma (byle by się w parze dogadać, bo jak jedno chce, a drugie nie, to może być problem), ale sądzę, że jest to jednak fajna okazja do tego, żeby gdzieś razem wyjść, żeby trochę się sobą nacieszyć, żeby powiedzieć sobie coś miłego i skupić się na tej więzi, która jest między nami.
Dobra, codziennie tak można, ale z ręką na sercu, ilu jest facetów, którzy faktycznie ciągle obdarowują nas kwiatami, prezentami, słodkimi słówkami? Oczywiście, że tacy są. I Frankowi też się spontany nie raz zdarzają. Ale prawda jest taka, że na co dzień jesteśmy bardzo zabiegani i czasami się o tym zwyczajnie nie pamięta, romantyzm i drobne gesty umykają gdzieś pomiędzy ustaleniami co na obiad a rozmową o rachunkach. A to jest taki dzień, który daje nam pretekst na celebrację tego, co jest między nami, chociaż przez chwilę. Albo nawet na pokazaniu światu – tak, my też jesteśmy razem :) Wcale nie chodzi mi o ostentację, a raczej o taką chęć podzielenia się szczęściem i radością.
Uważam, że gdyby tego dnia nie było, to nic byśmy nie stracili. Ale skoro już jest, to dlaczego go nie obchodzić? Nie musi być wcale komercyjnie i mdło, może być po prostu miło :)

14 lutego Franek pracował, więc ja spędziłam popołudnie na aerobiku oraz z nosem w książce. Zostawiłam mu tylko na stole drobny prezent i kilka słów na czerwonej kartce. Jak bardzo było mi, gdy wczoraj wróciłam do domu, a Franek już na mnie czekał z obiadem. Przytulił mnie ze słowami „cześć moja kochana spóźniona Walentynko” oraz pomarańczową różą i czterema mambami :) A w dodatku zaprosił mnie do kina.
Ani on, ani ja nie należymy do romantyków a o uczuciach rozmawiamy bardzo rzadko. Taki dzień jest więc dla nas pretekstem, żeby powiedzieć sobie coś miłego, co być może powtarzamy sobie codziennie w myślach. Poza tym oboje mieliśmy wczoraj sporo do zrobienia i normalnie znowu czas uciekłby nam podczas codziennych obowiązków. Spóźnione Walentynki dały nam pretekst, żeby trochę poprzestawiać priorytety na ten dzień i razem wyjść. Ja tu widzę same pozytywy :)
Nikogo nie zmuszam do obchodzenia tego święta. Tym bardziej nikogo  nie przekonuję do mojego zdania. Ale ja bardzo chętnie będę obchodzić Dzień Zakochanych. A to, że jest raz w roku, moim zdaniem można zaliczyć na poczet jego korzyści -  w przeciwnym razie łatwiej byłoby przejść nad nim do porządku dziennego, a tego bym nie chciała.