*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 24 listopada 2010

Piratka.

Uff, dzisiaj już lepiej :)
Wczoraj miałam mały zabieg okulistyczny. Nie na samym oku, ale na dolnej powiece. Prawdziwie traumatyczne przeżycie dla mnie, bo pewnie wiele z Was pamięta, jak źle znoszę wszystko, co wiąże się z badaniem oczu. Jakoś przeżyłam, chociaż oczywiście zamykałam co chwilę oko i uciekałam z głową. Nawet nie bolało, bo byłam na znieczuleniu, ale to było silniejsze ode mnie. Zaklajstrowali mi prawe oko i wczoraj przez cały dzień byłam piratką.
Pisałam kiedyś, że nie potrafię się nudzić. I wczoraj okazało się, że naprawdę tego nie potrafię! No myślałam, że zwariuję. Przez to, że miałam sprawne tylko jedno oko, nic nie mogłam robić – nie mogłam siedzieć przy komputerze ani czytać, bo lewe oko bardzo się męczyło i bolała mnie głowa. Nie mogłam sprzątać, bo mam przykaz unikania wysiłku, a wczoraj to w ogóle było dość problematyczne, bo miałam tak ograniczone pole widzenia, że kilka razy zdarzyło się, że prawą ręką zahaczałam o futrynę, bo jej nie zauważałam :) Bałam się brać za zmywanie naczyń – nawet nie wiedziałam, że kiedy patrzy się jednym okiem, to wszystko jest jakieś takie mniej trójwymiarowe. No i cóż, nie pozostało mi nic innego jak całodzienne wylegiwanie się na kanapie… Ludzie, wynudziłam się jak mops! Obejrzałam (jednym okiem) wszystko co leciało w telewizji. A właściwie oglądałam na zmianę ze słuchaniem, bo od czasu do czasu przymykałam lewe oko. Z ulgą przyjęłam porę wieczorną i czas położenia się do spania :)
Dzisiaj mogłam już ściągnąć opatrunek. Myślałam, że będę wyglądać gorzej. Szwy są niestety mocno widoczne, ale siniak nie jest aż tak duży. W zasadzie to na razie jest mocno czerwony. Niestety, Franek twierdzi, ze będzie gorzej, a ja mam powody, żeby mu wierzyć i boję się, że przez kilka dni będę chodzić z limem. We wtorek będę musiała jechać na zdjęcie szwów. I do tego czasu mam zwolnienie z pracy, co jest dość pozytywnym aspektem tego wszystkiego. Chociaż obawiam się, że i tak będę musiała na parę godzin pójść do pracy, bo koniec miesiąca się zbliża… Wczoraj wracając ze szpitala wstąpiłam do pracy, żeby zostawić zwolnienie. Chciałam też wziąć trochę papierów, żeby popracować w domu, ale szef wybił mi to z głowy i powiedział, że sobie poradzą. Tylko poprosił, żebym wpadła w poniedziałek, jeśli będę się dobrze czuła…
W każdym razie, dzisiaj, z „dwoma okami” czułam się już całkiem dobrze :) Mogłam trochę posiedzieć przy komputerze, poczytać… No i postanowiłam jakoś dobrze spożytkować te L4 i zabrałam się za porządki w moich papierach. Może nareszcie się do końca rozpakujemy :) Muszę tylko uważać, żeby się nie wysilać, bo na przykład nawet przy schylaniu czuję, że trochę mnie boli i szwy lekko ciągną.
Generalnie nie jest tak źle. I Franuś jaki miły… :) Siedział wczoraj ze mną kilka godzin w szpitalu, nawet podpytał kogo trzeba, bo nie wiedziałam na początku gdzie iść. A potem, jak tak marudziłam, że umrę zaraz z nudów i pewnie nie będę mogła zasnąć z tego „przemęczenia”, zlitował się nade mną i  pograł ze mną w Chińczyka i Pędzące Żółwie…
I mówi do mnie „biedny cyklopiku” :)