*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Odwyk blogowy.

I zrobiłam sobie weekendowy odwyk od bloga. W piątek wieczorem spotkałam się z koleżanką na małe piwkowanie. Dorota i Juska zostały na poprzednim osiedlu, za to tutaj bardzo niedaleko mieszka moja koleżanka ze studiów magisterskich. Spędziłyśmy razem bardzo przyjemny wieczór. A na drugi dzień pojechaliśmy z Frankiem za Poznań. Jego rodzina ma tam działkę letniskową i trafiliśmy na mały zlot rodzinny :) Franka rodzice, babcia, wujostwo, kuzynostwo. Cztery pokolenia. I tak spędziliśmy sobotę i niedzielę grając w karty, rozmawiając, opalając się, kąpiąc się w jeziorku. Ależ było sielankowo… Rozmarzyłam się na samo wspomnienie… W sobotę rano chciałam jeszcze na blogowisko zajrzeć, ale Franek mnie poganiał i nie dało rady. Przyznam jednak, że od czasu do czasu dobrze człowiekowi robi takie odcięcie od wirtualnego i komputerowego świata.

Tak mi było dobrze… Aż nie umiem tego opisać. To tak jakbym się do innego świata przeniosła na te dwa dni. I tu nie chodzi już wcale o brak komputera, tylko tak ogólnie – nic nie musiałam robić, o niczym nie musiałam myśleć. Chciałam spać to spałam, chciałam czytać – czytałam, chciałam nic nie robić – nic nie robiłam :)
Dopiero wczoraj po południu przyszło mi „ciociować” małemu Kubusiowi i przyznam szczerze, że się zmęczyłam :) Ja się do tego chyba nie nadaję :) Nie powiem, radziłam sobie całkiem nieźle, ale jakiegoś szczególnego powołania do bawienia dzieci to nie czuję :) A swoją drogą niezły mądrala z tego dwu-i-półletniego szkraba. Pojechaliśmy nad jezioro – ja, Franek, tato Franka, Kubuś i kuzyn Franka – tatuś Kubusia. No i faceci zabrali się za grę w karty. Ja chciałam poczytać. Ale na chceniu się skończyło. Kuzyn, żeby się „pozbyć” synka w rozgrywce kazał mu zbierać szyszki. Ale małemu się szybko znudziło. Postanowił więc, że będzie robił herbatkę z liści na ręce… cioci. Czyli mnie. Potem natomiast zadecydował, że idzie z ciocią do lasu szukać robaków. Niezła rozrywka, nie powiem, ale poszłam :) Kubuś chciał iść dalej i dalej i w pewnym momencie mówię mu, że nie może iść tak daleko, bo się zgubi. A ten cwaniaczek mały mówi mi, że to nie szkodzi, bo się zgubi z ciocią :)

Tak czy inaczej nie zgubiliśmy się. Za to wróciliśmy z wiaderkiem pełnym szyszek, żołędzi, mchu, kwiatków, liści i patyków :) Pańszczyzna odrobiona, Kubuś został oddany tatusiowi i chłopaki partyjki w tysiąca nie dokończyli :)
A kilka godzin później wróciliśmy z Frankiem do domu. Weekend zakończyłam siedząc na balkonie i czytając książkę popijając jednocześnie Reddsika…. Ehhh, byle do piątku :) Mam wrażenie, że leniuch ze mnie straszny. Tyle mam do zrobienia i jakoś nie mogę się za to zabrać. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł na zmobilizowanie się, proszę dać znać, zbieram pomysły :)