*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 26 czerwca 2010

Okropna.

Dzięki moim odpowiedziom na Wasze komentarze pod poprzednią notką zapewne już wiecie, że dość szybko konflikt został zażegnany.
Jak to baba, przesadziłam. Przesadziłam z tymi podejrzeniami, bo okazało się, że Franek się wcale nie obraził, tylko wyszedł z domu i zapomniał telefonu. Zadzwonił niedługo po tym, jak opublikowałam ostatni post i zapytał „co to za alarm?” Fakt, wkurzyłam się na Franka, chociaż to akurat była błahostka. Szczerze powiedziawszy usiłuję sobie teraz przypomnieć o co byłam tak naprawdę zła, ale nie bardzo wiem :) Późno się położył spać, a dzień wcześniej mówił, że pojedzie z samego rana sprzątać w naszym nowym mieszkaniu, a skończyło się na tym, że wstał o 12. Obawiam się, że problemem jest to, że dla mnie rano to 6, 12 to południe, 19 to wieczór, a 22 noc :) U Franka ranek zaczyna się o 11 a wieczór o 22. Chyba o to poszło, ale sama nie wiem, bo głównie chodziło o to, że Franek mi powiedział „nie marudź”, ja odpowiedziałam, że zawsze tak mówi, jak nie podoba mu się to, co mówię i ze mnie to wkurza. On spytał, czy coś jeszcze a ja się wkurzyłam i rzuciłam słuchawką.
Po półgodzinie mi przeszło i chciałam zadzwonić, a on już nie odbierał. Myślałam, że obraził się na to, że się rozłączyłam. A on zapomniał telefonu. Ale nie myślcie sobie, że to koniec.
Kiedy zadzwonił, powiedziałam, że przyjdę do niego na chwilę po pracy. Tak też zrobiłam i zaczęłam przesłuchanie – gdzie był? Miał przecież sprzątać. Zaczął się wykręcać. Pytam jeszcze raz – w końcu odpowiada, że w centrum handlowym. „Po jaką cholerę on do centrum handlowego pojechał?” – myślę sobie. I nie omieszkałam go o to zapytać – a właściwie nie samo centrum handlowe, mnie tak zdziwiło, tylko to, że robi z tego tajemnicę. Nie chciał odpowiedzieć. Poszłam do domu, ale nie wytrzymałam. Dzwonię i mówię:
- Wiesz, niepokoję się, bo masz przede mną jakieś tajemnice. Nie wiem co ty kombinujesz.
- Ojej, naprawdę chcesz wiedzieć po co tam pojechałem?
- Tak!
- Oglądałem pierścionki zaręczynowe. A potem narzekasz, że nie masz niespodzianki!

Moja wina, moja wina. No i co ja mam z tym zrobić? Zawsze wyczuję, że on coś kombinuje i w dodatku przypisuję temu jakieś czarne scenariusze…
A popołudniu Franek tylko mnie przytulił (dzień przytulania w końcu był :)) i powiedział: „a czemu myślałaś, że się obraziłem, jesteśmy dorośli, nie będziemy się zachowywać jak dzieci, prawda?”
Nooo, nie wiem… Okropna jestem :)