*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 16 czerwca 2010

Zaręczyny.

Miałam dzisiaj dziwny sen. Śniły mi się zaręczyny. Moje zaręczyny. I wcale mi się nie podobały. Ale od początku:
Sen był trochę połączeniem teraźniejszości z przeszłością. Kiedy chodziłam do szkoły średniej mieszkałam z dziadkiem i wujkiem w Przymiasteczku. Chodziłam w tym czasie na tenisa.
Nie grałam, a już na pewno nie mogę powiedzieć, żebym uprawiała ten sport :), ale przez dwa lata regularnie chodziłam sobie z koleżanką poodbijać piłkę rakietą i nawet miałam instruktora :)
I we śnie byłam z Frankiem w Przymiasteczku. To była słoneczna sobota i na 10 miałam jechać na tenisa. Byłam już ubrana na sportowo i gotowa do wyjścia, aż nagle zaczął się koło mnie kręcić Franek. A poza tym pojawiła się, jak to w snach bywa, nie wiadomo skąd, Franka kuzynka i zaczęła go do czegoś namawiać. Uśmiechała się zachęcająco i mówiła: „nooo, teraz, to jest dobry moment”. Zrobiło się zamieszanie i ja zobaczyłam pudełko – takie pudełko, w którym zawsze są pierścionki. I wiedziałam, że Franek chce mi się oświadczyć.
Wkurzyłam się, bo zawsze chciałam, żeby to była niespodzianka, a w tym śnie tak się to wszystko potoczyło, że już wiedziałam, co jest grane. W końcu Franek podszedł i chyba nawet uklęknął na chwilę. Nie pamiętam co powiedział, ale wiedziałam, że właśnie się mi oświadczył. No i dostałam od niego dwa łańcuszki. Jeden był z wisiorkiem w kształcie motylka a drugi to były jakieś koraliki i to właśnie miałam nosić na palcu. Byłam ogromnie rozczarowana. Nie tylko nie było niespodzianki, ale także intymności – bo wszystko odbyło się w obecności kuzynki, i ani odrobiny romantyzmu. I w ogóle wszystko poszło nie tak. Wiedziałam, że się zgodzę, ale byłam rozżalona i zła. Cała możliwa magia tej chwili prysnęła, ba!, nawet się nie pojawiła na moment. A w dodatku byłam zła, że nie dostałam pierścionka – nie chciałam robić Frankowi przykrości, ale byłam zła. I byłam zła sama na siebie, bo przecież wiedziałam, że to nie pierścionek jest najważniejszy. Do tego spieszyłam się na tego tenisa. Nagle okazało się, że już dziesiąta. Szybko pobiegłam po rower – no właśnie, to miała być nasza chwila, a on wybrał sobie moment kiedy ja się spieszyłam na kort. Już byłam spóźniona… Powiedział, że pojedzie ze mną, że mnie zawiezie samochodem. Ale z autem były jakieś problemy, wiedziałam, ze już na pewno się spóźnię. Spojrzałam na zegarek – 10:23 i… obudziłam się. Z wielką ulgą.


Wiecie, to nie był koszmar, nie był to też jeden z tych snów męczących swoją bezsensownością. Ale on był po prostu przykry. Dziwne w ogóle, że śniło mi się coś takiego. Jak wiecie, wierzę, że sny biorą się z naszej podświadomości. No i zastanawiam się, co on miał znaczyć :)
Wyczytałam w senniku, że zaręczyny to zapowiedź spełnienia jakichś życzeń, poza tym uroczystość przebiegająca normalnie, na której wszyscy są szczęśliwi to zapowiedź rzeczywistych zaręczyn. Ale tu wszyscy byli szczęśliwi, oprócz mnie :) Poza tym w innym senniku nieudane zaręczyny oznaczają wahanie. Ale to też nie tak, bo one nie były nieudane – tylko były inne niż bym sobie życzyła. Interpretować więc muszę w odniesieniu do siebie i swoich myśli.
Wydaje mi się, że ten sen zobrazował po prostu moje obawy. Widzicie, ja sobie zawsze marzyłam, że zaręczyny to będzie coś niespodziewanego i romantycznego (mimo, że wcale aż taką romantyczką nie jestem). A przez to, że szykuje nam się wspólne mieszkanie, przez ostatni czas więcej zaczęliśmy na ten temat rozmawiać. No i boję się, że przez te rozmowy odczarujemy ten magiczny w moim przekonaniu moment :)
Zaniepokoiło mnie też to, że we śnie byłam niezadowolona z tego, co miało być moim pierścionkiem. I tu też widzę odzwierciedlenie w rzeczywistości. Pomyślicie sobie, żem głupia :) Ale już wyjaśniam :) Naczytałam się, ze srebrne pierścionki zaręczynowe zwiastują krótkotrwały związek. I w ogóle, że sugerują, że się narzeczony nie postarał, czy coś tam. Natomiast pierścionki złote są niesamowicie drogie. Ceny są przerażające. Raz, czy dwa rozmawialiśmy – tak ogródkami – na ten temat. I wydaje mi się, że gdzieś w podświadomości mi się zakodował lęk przed tym, że dostanę nie taki pierścionek jak nakazuje zwyczaj :) No co za bzdura! Ale chyba coś w tym musi być, skoro nawet we śnie jestem niezadowolona :)
A poza tym ten sen pokazuje jeszcze jedno – mój charakter. Bywało już tak, że  Franek chciał mi zrobić jakąś fajną niespodziankę, a ja się zawsze za szybko domyśliłam o co chodzi i psułam zabawę :) A do tego wiem, że bywało też tak, że on się bardzo starał, żeby coś przygotować i żeby sprawić mi przyjemność, a ja potrafiłam się przyczepić jakiegoś szczegółu. Nie to, żebym była niewdzięczna, ale może gdzieś tam po cichu sobie pomyślałam, że to czy owo mogłoby być tak odrobinkę inaczej. Nieczęsto się tak zdarza, ale jednak. Chyba moja podświadomość chciała mi utrzeć nosa :))
Tak więc ogólnie sen niby straszny nie był, ale humor mi trochę zepsuł. Byłam w nim rozczarowana, rozżalona, smutna i zła, że ten moment się nigdy już nie powtórzy a my tak go zepsuliśmy.
Muszę opowiedzieć o tym Frankowi. Ciekawe co on na to :)