*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 28 lutego 2009

Nie tak powinny się kończyć książki...

Cholipa, to się wkurzyłam!!! Właśnie skończyłam czytać książkę. Od paru dni trudno mi się było od niej oderwać, tak naprawdę wszystko wyjaśniło się dopiero na ostatnich pięciu stronach. Zresztą nawet nie wszystko. A wkurzyłam się, bo był tam również wątek miłosny. Opis pięknego uczucia, miłość i pierwszy raz… Wszystko było pięknie, aż tu nagle głupie nieporozumienie i po wszystkim. Do końca myślałam, że jednak się wszystko ułoży, miłość zwycięży i okazało się, że owszem miłość zwyciężyła, tyle, że tych dwoje zakochanych zakochało się szczęśliwie w kimś innym. No i sobie będą dwie pary żyły długo i szczęśliwie. I nikogo nie obchodzi zawiedziona czytelniczka, która liczyła na inny happy end. Nie tak powinny się kończyć książki. Niby szczęśliwie, a jednak… Ale z drugiej strony pomyślałam sobie: samo życie… W życiu chyba wcale nie tak często się zdarza, że pierwsza miłość jest tą ostatnią… Sama byłam w kilku związkach, aż się sama sobie dziwię, że w ciągu dziesięciu lat „dorobiłam się” aż tylu byłych chłopaków:) Ale cóż, kochliwa to ja byłam :) Chociaż wiele razy to nawet nie była miłość, tylko zauroczenie. A tak naprawdę, przed Frankiem, kochałam dwa razy. Kochałam szczerze i tak samo mocno za każdym razem.  Los jednak stwierdził, że z tej mąki chleba nie będzie. Pocierpiałam parę lat. A dziś z czystym sercem mogę stwierdzić, że się wyleczyłam z tamtych miłości. Czyli można… Mało tego, można szczęśliwie zakochać się w kimś innym i planować z nim życie. Więc dlaczego tak mi żal tej Julki i Konrada?  Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia, a chyba jeszcze szybciej im przeszło. No, ale tak właśnie bywa w życiu… Więc dlaczego ze złością zatrzasnęłam książkę, mimo iż każdy bohater znalazł swoją drugą połówkę? Może nad każdą miłością trzeba chwilkę zapłakać? A może po prostu nie tak powinny się kończyć książki? :)