*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 5 stycznia 2009

Mętlik w głowie

Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa. Kiedy się tak naprawdę źle czuję szukam kogoś z kim mogłabym o tym porozmawiać. Nie każdy się do tego akurat w danym momencie nadaje. I to naprawdę fajna rzecz, że mogę wejść tutaj i napisać chociaż te dwa zdania. A jeszcze lepsze jest to, że ktoś to przeczyta i jeszcze powie coś ciepłego… Dziękuję Wam.

Trochę się wczoraj załamałam. A właściwie w sobotę wieczorem. Jakoś tak wszystko na mnie spadło naraz. Właściwie nie wiem z czego to wynika, być może źle zinterpretowałam niektóre wydarzenia. Pomijam to, że popsułam sobie humor już na zajęciach, po rozmowie z promotorem, który cały czas powtarza, że przecież w maju mamy oddać dopiero plan pracy a obrona dopiero w lutym, więc mamy jeszcze duużo czasu. I nie interesuje go, że chciałabym już teraz zacząć czegoś szukać…

Ale tak naprawdę to wszystko przez tę sprawę z Frankiem. Zazdroszczę Wam, które napisałyście, że takiego Franka rozniosłybyście w pył po takim wybryku. Widzicie ja tak nie potrafię. A chwilami naprawdę bym chciała. Ale nie umiem. Owszem, byłam zła, ale jak z nim rozmawiałam, to widziałam, że mu zależy, że naprawdę mu przykro, że chce to naprawić. W piątek rozmawialiśmy i przystał na wszystkie moje warunki. Powiedziałam mu też, że daję mu rok. Za rok skończę studia i trzeba będzie pomyśleć o tym co dalej. Zostawiam sobie tę furtkę, bo jeśli by się okazało, że nam nie wyjdzie, nie wyobrażam sobie życia w Poznaniu. Być może będę musiałą wtedy wrócić do domu, chociaż tego też sobie nie wyobrażam… Daję mu rok i przez ten rok będę analizować wszystkie dobre i złe chwile w naszym związku. Dodałam jeszcze, że jeszcze jedno takie zostawienie mnie gdziekolwiek, kiedykolwiek, w jakichkolwiek okolicznościach i z jakiegokolwiek powodu będzie równoznaczne z zakończeniem naszego związku. Tyle teorii. Czas pokaże jak będzie z praktyką. 

W każdym razie w sobotę wieczorem Franek zrobił coś, co potraktowałam jako złamanie warunków naszej umowy. Być może zbyt pochopnie. Postanowiłam, że to już koniec. Nawet chciałam mu to napisać, ale stwierdziłam, że sms w takiej sprawie to byłaby dziecinada. Położyłam się spać. Nie odbierałam od niego telefonów. Nocy i tak nie przespałam. Na drugi dzień – same wiecie w jakim byłam nastroju. Na początku kiedy dzwonił nadal nie odbierałam, ale w końcu pękłam. Rozmowa była taka sobie. Nadal nie wiedziałam co robić i napisałam mu smsa, żeby się zastanowił czy to wszystko ma sens.  Mam nadzieję, że nie łamię tajemnicy korespondencji przytaczając mniej więcej jego odpowiedź: „Ciekaw jestem o co Ci chodzi (…) co ja Ci takiego zrobiłem (…) Masz do mnie pretensje nie wiem o co, fakt może nie przyjechałem o tej 21 a o 22 tylko, że telefon mi się rozładował i jadłem małą kolację dlatego dzwoniłem o 23 chcąc z Tobą porozmawiać i nawet myślałem jak to będzie fajnie razem się przytulić do siebie i zasnąć. No ale wyszło jak wyszło. Ty myślałaś o naszym związku, ja też. I myślę sobie, że z Tobą jestem najszczęśliwszy, mimo wszystkich naszych kryzysów. Nie zamieniłnym Ciebie na nic innego, bo Ciebie tylko kocham na tym świecie. Staram się kochanie i nie mów, że nie. Wczoraj chciałem z Tobą porozmawiać, ale to Ty zablokowałaś wejsćie więc nie możesz mieć do mnie wielkich pretensji(…)” On nie jest z reguły za bardzo wylewny, więc takie smsy od niego są rzadkością. Zmiękczyło mnie to trochę i zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę nie przesadziłam. Potem rozmawialiśmy jeszcze i właściwie doszliśmy do porozumienia…

Widzicie, bo problem tak naprawdę polega na tym, że ja nie do końca wiem co robić. Chcę z nim być, ale jest parę rzeczy, które mi w nim bardzo przeszkadzają. Pozostaje mi albo je olać, albo zaakceptować. Po tym wszystkim co powiedziała mi jego mama miałam mętlik w głowie. I do tej pory tak jest. Z jednej strony nie wyobrażam sobie bez niego życia, mamy wiele pięknych wspomnień i wspólnych planów na przyszłość. Wiem, że miłość polega również na kompromisie. Z drugiej strony on czasami nawet nie jest świadomy, że robi coś, co mi bardzo przeszkadza. A mnie się wydaje, że nie będę mogła żyć z nim, jeżeli dalej tak będzie postępował. Najgorsze jest to, że wiem, ze mu zależy. I tak ciężko to wszystko pogodzić. Bardzo możliwe, że czepiam się za bardzo – bo za bardzo chciałabym mieć go pod kontrolą. Chciałabym go nakręcić tak, żeby chodził po linii prostej i ani na moment nie zbaczał z wyznaczonego toru. Ale skoro już mam taki charakter, to czy kiedykolwiek będę potrafiła nie przejmować się tymi nawet drobnymi wyskokami… Które dla niego wyskokami nie są. A już zupełnie inną sprawą są akcje typu ta sylwestrowa, które są moim zdaniem niewybaczalne…
Czy ktoś coś z tego zrozumiał?