*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 21 października 2008

I po bólu.

Wczoraj się nie udało. Nie było nikogo, kto mógłby przyjść wcześniej i zastąpić Franka w pracy. Widzieliśmy się, ale tylko przez jakieś pół godziny i nie było okazji do rozmowy, bo przyszedł do mnie a przy Dorocie taka rozmowa to nie bardzo :) Ale już widziałam, że chyba wszystko na dobrej drodze, bo się znowu miły zrobił :) Dzisiaj przyjechał po mnie do pracy i poszliśmy razem na obiad. Nie wykręcał się od rozmowy. Nawet sam zaczął. A właściwie nie zaczął, tylko powiedział „No to słucham” :) No to powiedziałam mu co mi na sercu leży. Chociaż może nie wszystko, bo połowę rzeczy to już zapomniałam :) W każdym razie zapytałam, czy jego zdaniem wszystko między nami jest ostatnio w porządku, ale potwierdził, że nie. I powiedział, że wie, że to jego wina, bo zaniedbywał mnie ostatnio. W ogóle wziął wszystko na siebie. Co niekoniecznie jest zgodne z rzeczywistością, bo przecież jak coś się psuje, to przeważnie dwie strony maczają w tym palce. No ale upierał się, że to wszystko jego wina. Dopiero potem, jak go cały czas naciskałam, żeby powiedział, co jemu przeszkadza, stwierdził, że zbyt nerwowa jestem. I że jak ja coś do niego powiem ostrzejszym tonem, to on mi tak odpowiada no i kłótnia gotowa. No ja się zgadzam, że czasem zbyt szybko tracę cierpliwość, ale ja czasami nawet tego nie dostrzegam, że zamiast spokojnie odpowiedzieć, krzyczę… Trudno tak zrelacjonować całą rozmowę. Stanęło na tym, że Franek powiedział, że ma zamiar wiele zmienić w najbliższym czasie (bo czepiłam się również tego, że jak o coś go poproszę, to prośba musi najpierw nabrać mocy urzędowej zanim on kiwnie palcem). I w ogóle ma być lepiej… I że chce być ze mną i mu zależy. Nie omieszkałam oczywiście wspomnieć o tym, że czuję się niedopieszczona i niedogłaskana, a on nie omieszkał mi przypomnieć, że w niedzielę chciał mnie przytulić, ale ja siedziałam przed komputerem. Ale to się nie liczyło, bo byłam na niego zła :) Nie ma podlizywania hehe :) A tak serio, to poskarżyłam mu się, że nie jest taki czuły i przymilny jak kiedyś. A on mi na to, że ja też nie. No dobra wiem :) Ale ja to już taka jestem. Przytulana to bym chciała być, gorzej w drugą stronę. No tu muszę przyznać, że mi trochę ciężko okazywać uczucia. Ani nie mówię co czuję, ani się za bardzo pierwsza nie przymilam. Ale za to od niego wymagam, żeby to robił… Jakoś mi nie przyszło do głowy, że on też może to odbierać w taki sposób. No dobra może kiedyś mi przemknęło przez głowę… No to trzeba by się  w tej kwestii poprawić. Bo to trochę niedobrze jak oboje jesteśmy tacy.. No nie wiem jacy :) Kurczę tylko jak to zrobić?? Czy w ogóle jesteśmy w stanie się zmienić pod tym względem?? Chyba czas pokaże.
Podsumowując, nie jest źle. A nawet dobrze jest. Z tym widywaniem się nadal może być problem, bo żadne z nas pracy przecież nie rzuci, i tak się będziemy mijać… Ale przecież jak mieszkałam w Hiszpanii to się w ogóle nie widzieliśmy i jakoś daliśmy radę, więc to chyba nie jest podstawą… Grunt to uczucia. A w tym temacie chyba doszliśmy do porozumienia.
Dobra kładę się spać, bo jutro Dorota ma jakieś praktyki pod Poznaniem od siódmej i robi pobudkę o nieziemskiej porze. Muszę się przespać z tymi wszystkimi postanowieniami i pójść po rozum do głowy jak to wszystko ułożyć, żeby było dobrze. A poza tym, to od jutra muszę się znowu wziąć za naukę, bo ostatnie dwa dni totalnie przebimbałam :) Pozdrawiam wszystkich.