*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 20 października 2008

Z ostatniej chwili...

Zadzwonił i powiedział: „No to gdzie idziemy po pracy? Na kawę? Na pizzę?” Hmm, może jest jednak szansa na tą rozmowę… Tylko, że kończy o 18 a ja na 19 mam karnet na basen wykupiony i muszę pójść… Ale Franek powiedział, ze zadzwoni do kogoś i poprosi, żeby przyszedł godzinę wcześniej, więc może uda się skończyć o 17.

Głupi Franek

Z Frankiem jest kiepsko ostatnio. I to już nawet nie jest kwestia tego, że się tak mało widujemy. W ogóle się nie dogadujemy. Ok., może się czepiam, ale mi po prostu zaczęło brakować trochę czułości w tym związku. Denerwuje mnie jego podejście, bo wydaje mi się, że traktuje mnie jako zapchajdziurę (???) :) No niech będzie. Chodzi o to , że wpada do mnie tylko wtedy kiedy już nic innego nie ma do roboty: kiedy nie jest w pracy, nie odpoczywa, nie śpi, nie świętuje swoich urodzin ze znajomymi, nie świętuje urodzin koleżanki ze znajomymi, nie spędza czasu z kolegami. On argumentuje, że przecież oboje pracujemy i tak to wychodzi. Owszem zgadzam się po części, bo jak już sama pisałam, też mam mało czasu. Ale uważam, że da się to jakoś zorganizować! Nie zawsze – bo jak on wraca z pracy o 18 to ja na przykład na 19 mam hiszpański, ale w niektóre dni naprawdę się da. Na przykład wczoraj szłam z koleżanką do kina, zaproponowałam, żeby poszedł z nami. Nie chciało mu się. W ostatnią środę o 16 byłam już w domu, on szedł do pracy na 18. Nie przyszedł bo spał. I tak dalej i tak dalej. Wkurza mnie, że ja zawsze muszę się do niego dostosować. Jak już wypocznie, poświętuje i popracuje, dzwoni do mnie i uwaga, uwaga, pełna gotowość, bo oto Franek ma ochotę, żeby gdzieś ze mną wyjść. Hurrra! Żałosne naprawdę. Ale żeby nie było, że wcale nie przychodzi – jak wróciłam wczoraj z kina, przyszedł do mnie. To była 21. I jak to wyglądało? On oglądał środek jakiegoś filmu a ja siedziałam i się na niego gapiłam, próbując nawiązać rozmowę. W końcu go olałam i zaczęłam grać w jakieś idiotyczne gry na kurniku. Potem obejrzał ze mną „Teraz albo nigdy” i poszedł. Brakuje mi naprawdę jakiejś bliskości. Jak próbuję z nim rozmawiać, to mnie zbywa. Albo co gorsza wścieka się nie wiadomo o co. Dzisiaj zadzwonił do mnie i próbowałam się z nim umówić na spokojną rozmowę. Chcę pogadać z nim na temat tego, co mi się nie podoba, czego mi brakuje, a on niech powie co sam chciałby zmienić, co go wkurza itd. Ale gdzie tam, tak na mnie warczał dzisiaj, że się nie dało gadać. Powiedziałam mu tylko, że ja czekam na wiadomość od niego jak już się zdecyduje na tą rozmowę.
Nie wiem co myśleć o tym wszystkim i tyle.