*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 25 maja 2008

Najlepsze scenariusze pisze życie?

Wczoraj naszła mnie taka refleksja, że czas się dla mnie zatrzymał dwa lata temu…  Zawsze miałam jakąś wizję przed sobą – widziałam mniej więcej swoją przyszłość, wiedziałam co będę robić – tak mniej więcej chociaż. A od dwóch lat – zero planu. Życie jakoś samo mi się układa. A najlepsze jest to, że jak się ktoś mnie pyta ile mam lat, to odpowiadam, autentycznie w to wierząc, że 21!! I dopiero po chwili sobie liczę, że przecież ja jestem rocznik 85…
Jak się lepiej żyje? Z planem czy bez? Kto więcej osiągnie – Ci, którzy konsekwentnie realizują swoje założenia, czy osoby wyznające zasadę Carpe Diem, nie wahające się ryzykować, kiedy z zakrętu wyłania się okazja do tego, aby zmienić swoje życie o 180 stopni?
Dwa lata temu byłam na drugim roku studiów, przede mną była sesja, potem beztroskie wakacje. Ale wszystko się zmieniło w maju, kiedy okazało się, że jadę do Hiszpanii na stypendium. Żal było mi zostawiać mieszkanko i moją współlokatorkę, więc postanowiłam, że sobie je zaklepię – właściciele byli wspaniałomyślni i miałam płacić nawet nie połowę raty miesięcznej. Ale zarobić musiałam na to mieszkanko, więc poszłam do pracy, nie pojechałam na wakacje do domu. I poznałam Franka, który wcale Frankiem nie jest, ale ponieważ tak mi się przedstawił, to tak już zostało;) Mieszkaliśmy dwa lata naprzeciwko siebie, ale ani on mnie, ani ja jego nie kojarzyłam. Widocznie było nam pisane poznać się właśnie 17 lipca 2006 roku :) We wrześniu wyjechałam do Hiszpanii, ale nasz związek przetrwał półroczną rozłąkę i jesteśmy razem do dziś. Po powrocie okazało się,  że na uczelni nie jest wcale tak różowo, i cały semestr musiałam pisać pracę licencjacką, uczyć się na bieżąco do egzaminów i jeszcze sama nadrobić cały pierwszy semestr… I tu znowu wtrąciło mi się życie i pierwszy raz nie zdałam egzaminu. To spowodowało, że obrona przeniosła mi się na wrzesień, a więc nie mogłam snuć żadnych planów w związku z moją magisterką. Kiedy patrzyłam w przyszłość widziałam tylko czarną plamę  - wiedziałam że muszę się obronić, a co dalej? I problem sam mi się rozwiązał, bo przez cały ten czas studiów dziennych pracowałam popołudniami, na wakacje również, a w sierpniu zaproponowano mi, no niezupełnie etat, bo ze względu na to że jestem studentką, mam umowę zlecenie, ale chodziło o to, że miałam chodzić do pracy nie od 16 do 19, tylko normalnie od 8 do 16. Postanowiłam, że magisterkę zrobię zaocznie i pójdę do pracy.
I w ten właśnie sposób, życie samo napisało dla mnie scenariusz. Nie jest mi z tym źle, daję się porwać prądowi i płynę wraz z nim. Oczywiście wiem, że chcę skończyć studia, założyć rodzinę, ale na razie to żadne konkrety. Pracuję jako księgowa i jest mi z tym dobrze, chyba jestem powołana do cyferek:) Ale studiuję coś z zupełnie innej beczki. Co zrobię jak już będę miała trzy magiczne literki przed nazwiskiem? Zmienię pracę na jakąś związaną bardziej z moim zawodem? A może jakieś studia podyplomowe?  Z Frankiem jest raz lepiej, raz gorzej, ale raczej oboje nie widzimy innej opcji, jak tą że będziemy razem. Na razie czekam jakie niespodzianki przyniesie mi życie, a  jak będzie zbyt leniwie się do tego zabierało, na pewno zadziałam:)
No więc jak to jest z tym życiem bez planu? A może to lenistwo? Bo się człowiekowi nie chce zastanowić nad tym, co chce dalej robić?
Wiem jedno – jestem szczęśliwa. Na razie życie jest dla mnie łaskawe… Widocznie stwierdziło, że ma dla mnie ciekawsze propozycje, od tych, które sama sobie mogłam zaoferować.